poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział 11.


Wiem, że nie możemy udawać

Że ostatecznie nigdy nie byliśmy kochankami
Próbowałam sobie wmówić, że ten ból 
Odejdzie, po prostu odejdzie

___________________________________________________________________________
10.06.2013
Piątek

Minęły dwa dni od pogrzebu Anabel, a ja nadal nie potrafiłam się z tym pogodzić. Jakim cudem ktoś mógł zabić moją przyjaciółkę? Dlaczego ta osoba zostawiła taki list? Czy to normalne? Nie... to zdecydowanie nie jest normalny. Nikt nie zostaje zamordowany ot tak, żaden morderca nie zabija kogoś by zastraszyć drugą osobę. Więc po co to? Skoro... 
- Jessica!- usłyszałam głos fotografa. Wlepiłam ponownie sztuczny uśmiech na usta i pozowałam do zdjęć. Myślałam, że kiedy będę już mogła robić to co kocham będę szczęśliwa. Nie myślałam, jednak, że będzie to wszystko kosztować mnie tak wiele. Liam siedział na kanapie obserwując każdy mój ruch. Był moim chłopakiem... ta, 'chłopakiem'. Harry był tym od łóżka, Liam był tym na pokaz, a tego którego naprawdę potrzebowałam... nie było. Nie było przy mnie Nick'a. Widziałam do raz. Na pogrzebie An. Stał kilka metrów ode mnie mierząc mnie wzrokiem. Stałam w objęciach Payne'a wypłakując się w jego ramię. Nasza dwójka wyglądała tak realistycznie, ale to nie dlatego, że byliśmy dobrymi aktorami. My jesteśmy po prostu wspaniałymi przyjaciółmi... Choć niestety i to zaczyna się psuć. Kiedy fotograf wykonał ostatnie zdjęcie zeszłam z planu, by napić się wody. 

- Mamy dziś galę- rzucił chłopak zajadają się ciastkiem- musisz kupić sukienkę, a no i Paul ma nam coś ważnego do powiedzenia- wzruszył ramionami i skupił swój wzrok na biszkoptowym ciastku z czekoladą. Przewróciłam oczami i udałam się do garderoby, gdzie przebrałam się w granatową sukienkę z długim rękawem, rozkloszowaną lekko u dołu, sięgającą tuż za moją kształtną pupę. Podwinęłam rękawy i wróciłam do Liam'a. Chłopak właśnie skończył pochłaniać wszystko co stało na stoliku. Uśmiechnął się na mój widok. Objął mnie w talii, do czego już tak bardzo się przyzwyczaiłam, że nie miało to dla mnie żadnej różnicy. Obejmował mnie czy nie, po prostu mieliśmy wyglądać na szczęśliwych. Kiedy wychodziliśmy ze studia jak zwykle setki fotografów zagradzało nam przejście. Ochrona oczywiście od razu zainterweniowała i już po chwili wsiadaliśmy bezpieczni do czarnego, wysokiego Jeppa chłopaka. Odjechaliśmy z piskiem opon. Kiedy straciliśmy z pola widzenia paparazzi przestaliśmy sztucznie się uśmiechać i obejmować. 
- Muszę iść na tę galę?- jęknęłam cicho- Może chociaż darujemy sobie zakupy? Jestem wykończona- nigdy nie spodziewałabym się po sobie, że powiem coś takiego. A jednak. Miałam tego wszystkiego dość. Ciągłego użerania się z setkami fotografów, udawania ciągle uśmiechniętej i udzielania się na portalach społecznych. Musiałam robić wszystko by ludzie uwierzyli we mnie, no i w moją miłość do Liam'a. Mam nadzieję, że według menadżera chłopaków, będę mogła w końcu z nim kiedyś zerwać. Nie mam zamiaru wziąć z nim ślubu. Przecież go NIE kocham. Chłopak ignorując moje słowa zajechał pod centrum handlowe i zaparkował samochód. 

- Idziemy do Zary. Tam wybierzesz sukienkę i wracamy, za kilka godzin gala- rzucił oschle ciągnąc mnie za sobą do drzwi. Kilku ochroniarzy szło za nami. Od kiedy dwójka młodych ludzi potrafi wywołać taką sensację? To niesamowite. Zatrzymaliśmy się tuż przed wejściem i zrobiliśmy kilka zdjęć z fanami. Razem i osobno. Ja również stawałam się popularna, co mi się naprawdę podobało. Lubiłam sposób w jaki dziękowały mi osoby, które mnie nie znały. Wyznają ci miłość, nie wiedząc o tobie nic. To głupie. Myślą, że wiedzą o tobie wszystko...nie wiedząc nic. Nie mogą mieć pewności, że kochasz tę osobę. Choć tak myślą. Myślą, że wiedzą i widzą wszystko najlepiej. Jednak oni nie widzą nas gdy jesteśmy zamknięci w czarnym pudle, zwanym samochodem. Nie widzą nas, gdy jesteśmy w naszym mieszkaniu...nie wiedzą co robimy, o czym rozmawiamy. Wiedzą o nas to, co my im przekazujemy. Co pozwalamy im wiedzieć. Z jednej strony to naprawdę fajne, bo te osoby wierzą we wszystko co im powiesz. Powiesz im, że uwielbiasz kolor różowy, to będą dawać ci wszystko w takim kolorze i umacniać cię w pewności, że to również ich ulubiony kolor. Starają się na tobie wzorować. Nie jestem światowej rangi gwiazdą. Jednak mam kilka, może już kilkadziesiąt tysięcy fanów, co stało się dzięki chłopakom z zespołu, i wiem jak to jest być postrzeganą przez świat. Trudno jest być idealną w ich oczach, tak naprawdę nie będąc sobą. Nie śpiewam tego co chcę, co sama napiszę... robię to co każe mi wytwórnia. Każą mi nagrywać ich piosenki, twierdząc, że to właśnie one mają teraz największe powodzenie i muszę o tym zaśpiewać. Nikogo nie obchodzi tutaj co myślisz, czy co chciałbyś robić. Ale taki wybrałam świat. Wybrałam karierę, wybrałam sławę, postanowiłam robić to co kocham, a cena jaką za to płacę... jest ponad mój stan. 

Zamknęli sklep specjalnie dla mnie. Nikt nie mógł tam być. Tylko ja, Liam, sprzedawczynie i kilku ochroniarzy. Szaleństwo. Czyste szaleństwo. Wybrałam kilka sukienek oraz innych drobiazgów i udałam się do kasy. Chłopak jak zwykle za wszystko zapłacił i wyszliśmy. Otaczali nas ochraniarze. Payne obejmował mnie w talii prowadząc do samochodu. Kiedy w końcu ponownie już dziś byliśmy bezpieczni odjechaliśmy do domu chłopaków, by tam przygotować się na galę. 
- Nienawidzę tego- przerwał ciszę spoglądając w szybę- tej bariery jaka jest między nami, a fankami. Chciałbym im wszystko powiedzieć. Jaka jest prawda...jak wygląda moje prawdziwe życie, pokazać im je. Spędzić z nimi więcej czasu, móc codziennie stać kilka godzin i rozdawać im autografy. Odwiedzić każdy kraj i przytulić każdą z nich. Ale to niemożliwe... - spojrzałam na niego. Byłam zdziwiona jego uczuciem, jakim darzył te dziewczyny, chłopaków Kochał ich. 

- No cóż- wzdychnęłam- Ale masz sławę, pieniądze, możesz mieć co chcesz- wzruszyłam ramionami- każdy chciałby być na twoim miejscu. Być tobą.
- Nie- zaśmiał się- one wolałby być tobą. Ale nie tobą w sensie...no wiesz, prawdziwą. Tylko tą, którą widzą na okładkach gazet, na zdjęciach ze mną. Których świat trzymasz w całych ramionach i które głęboko wierzą, że kochamy się najmocniej na świecie- próbował się uśmiechać, jednak temat był dla niego zbyt drażliwy, zbyt poważny by się śmiać. 
- No cóż- odpowiedziałam z lekkim sarkazmem- trzymam ich świat w dłoniach. I co? Nie jestem taka szczęśliwa jak bym chciała...
- Wiem- odparł- przepraszam cię, za to. Mi też nie jest to na rękę. Jednak jeśli teraz zerwiemy ucierpimy na tym wszyscy- rzucił wychodząc z samochodu. Byliśmy pod domem. Tutaj nic nam nie groziło. Jedyne miejsce, gdzie mogliśmy być zupełnie sobą. Weszliśmy do środka i przywitaliśmy się z resztą, która już się szykowała. Dziewczyny chłopaków biegały wystrojone w sukienkach i co chwila coś piszczały. Zaśmiałam się i szybko do nich dołączyłam. Nie miałam jednak tak dobrego humoru jak one. Kilka dni temu zamordowano moją przyjaciółkę, a ja miałam iść teraz i wspaniale się bawić. Jeszcze ona...Taylor. Nienawidziłam jej. Miała wszystko to czego ja pragnęłam. Sławę, miłość... była szczęśliwa. Jednak nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo Harry ją zdradza. Robił to na każdym kroku...ze mną. 
- Rusz się!- usłyszałam śmiech Perrie, która widziała, że nadal stoję w samej bieliźnie. Naciągnęłam na siebie sukienkę i udałam się do łazienki, by wykonać lekki makijaż. 
Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Zajęte!- rzuciłam bez zastanowienia. 
- Szukałem cię- usłyszałam dobrze znany mi głos- Tęskniłem...- rzucił wchodząc do pomieszczenia.
__________________________________________________________________________


CZYTASZ= KOMENTUJESZ! ♥



Nowy rozdział!- Ważne!

Wiem, że już jest te 15 komentarzy, a nawet więcej!
Przepraszam Was wszystkich bardzo, ale mam tyle na głowie, że nie wyrabiam... Wyjeżdżam za kilka dni na kolonie no i nie mam kiedy tego napisać:( Postaram się dodać ten rozdział jeszcze w tym tygodniu! Muszę! :D